Zacznijmy od posłuchania pierwszych słów Sławosza nadającego z kosmosu. Wprowadzą was w odpowiedni klimat do przeczytania poniższego artykułu.
Kilka dni temu mogliście przeczytać mój emocjonalny post uzewnętrzniający ogromny żal wynikający z odmowy ESA udzielenia Astrography.com licencji na użycie patcha Ignis oraz nazw "Ignis" i "Sławosz Uznański-Wiśniewski" w plakacie będącym formą tribute dla Sławosza. Dzisiaj czas na spokojną analizę i odpowiedź na pytanie, dlaczego jako polska firma nie mamy prawa używać insygniów misji Ignis.
Kto ma prawa do nazwy i znaku (patcha) Ignis?
Myślę, że ta informacja będzie dla Was zaskoczeniem, szczególnie jeśli wszędzie do tej pory czytaliście, że Ignis to "Polska Misja na ISS". Nie, Polska nie ma prawa dysponować tą nazwą oraz znakami graficznymi w komercyjnym aspekcie. Nie ma też prawa na dysponowanie wizerunkiem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Copyright należy do ESA - w 100%. Agencja rejestruje je jako znaki towarowe i zastrzega sobie wyłączne prawo zgłaszania naruszeń.
Nie ma co do tęgo wątpliwości. Informację potwierdziłem bezpośrednio w ESA oraz robiąc analizę dokumentów dostępnych w oficjalnych źródłach w Polsce.
Patch został opracowany i opublikowany przez ESA w ramach działu Human & Robotic Exploration. Udostępnia się go wyłącznie na licencji „ESA Standard Licence”, która wyklucza użycie komercyjne bez pisemnej zgody Agencji. Sławosz ma oficjalnie status ESA Project Astronaut, co dodatkowo komplikuje sprawę, bo ESA praktycznie nigdy nie zezwala swoim czynnym astronautom na jakiekolwiek afiliacje komercyjne.
Dlatego od ESA otrzymaliśmy bardzo jasną deklarację w sprawie licencji na tę konkretną misję: "(...) Please note that it will not be possible to sign a license for the ESA IGNIS mission patch and for the use of ESA project astronaut Sławosz Uznański-Wiśniewski images and name. (...)".
Przypomnę w tym miejscu, że nie rozmawiamy o użyciu elementów misji w kampanii reklamowej, ale na plakacie promującym tę misję. Wg mnie, ma to zasadnicze znaczenie. Astrography jest studiem, która działa tylko i wyłącznie w segmencie kosmicznym, co więcej, promuje przez kosmos samą naukę. Jest swego rodzaju rodzynkiem w skali świata. Większość firm projektujących plakaty idzie na szersze rynki, dywersyfikuje je na bogatsze kategorie tematyczne. Dla nas plakaty są tylko medium, na którym piszemy opowieści o kosmosie i wieszamy je kilkudziesięciu tysiącom klientów na całym świecie (70+ krajów). Jeśli to nie ma znaczenia w kontekście licencji na plakaty ESA/POLSA, to ja już nie wiem, co może mieć. I to my mamy zakaz używania "polskiego" patcha Ignisa, nawet w postach na mediach społecznościowych (zostaliśmy przez ESA zmuszeni do ich usunięcia). Nie możemy się nawet Sławoszem cieszyć...
Jak wszyscy, żeby funkcjonować potrzebujemy pieniądze, ale w odróżnieniu od ESA, czy wielu firm z tego segmentu, nie musimy (i nie chcemy) finansować się pieniędzmi podatników - radzimy sobie nieźle pozyskując je od naszych klientów. I to okazuje się być przeszkodą, bo każda nasza aktywność postrzegana jest przez ośrodki naukowe jako KOMERCYJNA. A to słowo w tym środowisku tożsame jest z dżumą. Utrzymywanie się z podatków obywateli jest najwyraźniej bardziej "uczciwym" sposobem organizowania projektów. Nigdy tego nie rozumiałem i już pewnie nie zrozumiem.
Dlaczego mam problem z Ignisem?
Z tą misją mam bardzo ambiwalentną relację. Zacznę od tego, co dobre. To, że Polska podpisała kontrakt z ESA jest dobre zarówno dla samego Sławosza, jak i całego wizerunku tej misji. Sławosz poleciał w kosmos jako astronauta ESA, a nie "turysta" z opłaconym przez rząd biletem. Nie mam żadnych wątpliwości, że dla bohatera tej misji to jest wspaniałe rozwiązanie i być może sam naciskał na taki scenariusz. Jako, że Sławosz jest "pracownikiem" ESA, to ona także nadzoruje komunikację i zapewnia ochronę przed nieuprawnionym „endorsementem” komercyjnym. Sławosz buduje sobie także doświadczenie dla kolejnych misji ESA, w których dzięki temu będzie mógł wziąć udział (mam nadzieję).
Z drugiej jednak strony, możecie zadać pytanie: jeśli astronauta jest oficjalnie z ESA, to dlaczego tej misji nie finansuje ESA z własnego budżetu (składki członków), tylko Polska musiała zapłacić jej pełne koszty - 65 milionów euro, czyli jakieś ~280 milionów złotych - ponad to, co płacimy co roku w składkach?
Jeśli za coś płacę (w tym wypadku jako podatnik), to chciałbym mieć poczucie, że nie tylko ktoś wydał te pieniądze w najefektywniejszy sposób, ale także w interesie nas, a więc i naszych firm.
Dla przykładu - misja węgierskiego kolegi Sławosza, Tibora Kapura, który poleciał z nim w tym samym Dragonie, została sfinansowana przez jego narodową agencję kosmiczną HUNOR, która koszty tej misji opłaciła bezpośrednio w firmie Axiom Space, czyli u organizatora tego lotu i całej misji na ISS. To dało możliwość zatrzymania pełnych praw komercyjnych dla tej misji w rękach węgierskich podatników, a do tego, kosztowało mniej (brak pośrednika). Axiom sprzedaje „goły bilet” na analogiczne misje za 55 mln $.
Swoją drogą - podobnie zrobiły Indie. Udział w misji Shubhanshu Shukla został opłacony przez rząd bezpośrednio w Axiom Space.
Jeżeli już zgodziliśmy się zapłacić ESA za tę misję, to wierzę, że mogliśmy wynegocjować co-branding, czyli zachować też prawa do dysponowania trademark na Polskim rynku. Chociaż tyle. Daleki jestem od udzielania zgód na "wszystko", ale... jeśli chcemy, żeby ta misja miała jakikolwiek impakt na promocję innowacji, nauki, a przede wszystkim na umocnienie polskiego sektora kosmicznego, to bez zabezpieczenia praw do tej misji nie zrobimy nic sensownego.
Sam komponent naukowy niestety nie wystarczy, bo to nie nauka odpowiada za dyfuzję innowacji, a przedsiębiorcy i biznes. Bez możliwości dysponowania komercyjnym użyciem "Sławosza" i Ignisa, my - polskie firmy - zostaliśmy całkowicie zablokowani. Dlatego legalnie nie zobaczycie tej misji w przestrzeni publicznej i biznesowej (zyskają "partyzanci" jadących po bandzie). Pojawi się tylko w mediach informacyjnych i w szeroko rozumianej nauce, która - mam nadzieję - przyniesie dużo dobrego. A media, jak wiadomo, będą eksploatować temat tylko przez chwilę - do czasu, kiedy przestanie być nowinką, czy sensacją. Potem przejdą do kolejnych zadań propagandowych i szybko o Ignisie zapomną. Samo środowisko naukowe nie potrzebuje przecież promocji nauki. Działania muszą odbywać się "na zewnątrz", a to jest przestrzeń prywatna - głównie komercyjna.
Świadomie nie wspomniałem o edukacji - nie chcę sobie podnosić ciśnienia ponad miarę. To, jak bardzo niewykorzystaniśmy tej szansy w edukacji, nie mieści mi się w głowie. Skandal godny dymisji! Całe szczęście, że kosmos przyciąga wielu wspaniałych ludzi, którzy biorą sprawy w swoje ręce i organizują masę wspaniałych inicjatyw. Dzięki ich pracy dzieciaki mogą obcować z magiczną interdyscyplinarnością naukową kosmosu. Wielkie dla Was ukłony. Ciekawe ilu z nich zamarzy zająć się w dorosłości nauką?
Fajnie by było, gdyby mogły też w swoich pokojach powiesić plakaty, kupić czapeczki, nosić z dumą t-shirty okraszone wielkim patchem Ignis na piersi - ale, cóż - to się nie wydarzy. Żałuję. Ktoś uznał, że komercja to zło wcielone i uwierzył, że da się inaczej. Pozostanie dzieciakom (i ich rodzicom) nosić amerykańskie insygnia NASA, bo jakoś tak dziwnie się złożyło, że gadżety tej agencji produkowane przez różne firmy są wszędzie. Cóż za przypadek! Widzieliście na ulicy jakiegoś przechodnia w koszulce ESA, który nie jest pracownikiem agencji?
Przy okazji - gdybyście chcieli zapytać, jak Astrography układa się z NASA, to z przykrością (ironicznie) muszę stwierdzić, że bardzo dobrze. Nie tylko pozwalają nam używać ich rzeczy (byliśmy audytowani, czy to co robimy spełnia ich kryteria), a dodatkowo różne amerykańskie organizacje kupują u nas plakaty (wliczając w to US AirForce, czy Space Force - lista jest długa). USA to w ogóle dla nas główny rynek (blisko 70%). Polska - poniżej 1%. Zagadka: dlaczego tak jest? Szlocham, ale ban od ESA na Sławosza i Ignisa raczej nam nie pomoże zmienić tych proporcji.
Jak to zrobiła Brazylia przy „Missão Centenário” – szybki case-study dla POLSA/MRiT
No dobra, narzekać jest łatwo, szczególnie po fakcie. Czy dałoby się ułożyć ten kontrakt lepiej? W dalszej części spróbuję przeanalizować, czy była jakaś inna ścieżka, szczególnie jeśli Polska zapłaciła za tę misję. Wygląda na to, że tak.
Dla przykładu: Brazylia podpisała umowę bezpośrednio z agencją Roscosmos i od razu wpisała do kontraktu, że cały branding misji zostaje pod pieczą rządowych instytucji:

- patch „Missão Centenário” zaprojektowały wspólnie Secom (KPRM), resort nauki MCT, oraz AEB – czyli Brazylijska Agencja Kosmiczna
- prawa do znaku utrzymano w publicznej administracji, a nie w agencji zagranicznej; to AEB decydowała, komu wolno go wyszywać / drukować.
oraz - licencja narodowa „open for business”!
AEB nie zastrzegła sobie monopolu sprzedawcy – przeciwnie, otworzyła rynek drobnym firmom. Efekt? Do dziś brazylijskie sklepy sprzedają:
- naszywki i koszulki z oficjalnym emblematem – legalnie, bez pośrednika zza granicy
- pamiątkowe znaczki i medale wyemitowane przez Pocztę Brazylijską (Correios)
Wizerunek astronauty = narodowy asset. Po powrocie na Ziemię Marcos Pontes sam zarządzał swoim wizerunkiem – wykłady, fundacja, gadżety „by Pontes”. ESA tylko zezwala na redakcyjne/informacyjne użycie zdjęć (jak przy każdym czynnym astronaucie), a AEB nie założyła mu kagańca reklamowego.
Co to dało brazylijskim firmom?
Merch w lokalnych drukarniach: dziesiątki małych biznesów z patchami i T-shirtami.
Widoczność marek: Pontes pojawiał się w kampaniach STEM sponsorowanych przez brazylijski przemysł lotniczy i banki państwowe.
Stymulacja rynku STEM: Fundacja AstroPontes prowadzi coroczne eventy popularnonaukowe, korzystając z wizerunku astronauty bez barier ESA.
Możecie się ze mną nie zgadzać, ale ja realistycznie uważam, że nie da się inaczej. Jeżeli nie uwolnimy tej energii dla masy innych podmiotów i organizacji, także komercyjnych, to ten ogień wygaśnie, zanim zdąży się na dobre rozpalić. Stracimy szasnę, za którą słono zapłaciliśmy.
Nie mogę się doczekać czasów, kiedy na formę organizacji zwanej "firmą" urzędnicy zaczną patrzeć tak samo, jak na inne modele. Nie jest istotne to, czy dany podmiot jest jednostką publiczną, NGO, czy firmą. Najważniejsze jest to, co robi, w co inwestuje, jakie ma efekty i jakie wartości przynosi swoim klientom, którzy przecież także są płacącymi podatki obywatelami. To jest dokładnie ten sam zbiór.
Nie umieszczajcie mnie proszę pośród marudów i innych malkontentów czepiających się misji Ignis. Nie należę do nich. Kocham tę misję, codziennie, od dawna, żyję Sławoszem, podziwiaj jego dokonania, nie mogę się doczekać, kiedy będę miał okazję z wielkim szacunkiem uścisnąć jego dłoń i wyrazić swoją wdzięczność. Dziękuję także wszystkim tym, którzy przyczynili się do powstania tej misji. To wspaniała praca.
Jako obywatel Polski i Europy, oczekuję, żeby decydenci w przyszłości patrzyli na możliwości znacznie szerzej. Chcę wierzyć, że te ograniczenia wynikają tylko i wyłącznie z niewiedzy i braku zrozumienia współczesnego świata, w szczególności tego komercyjnego.
Jak można by spożytkować „uwolnione” IGNIS:
- Polska linia gadżetów – licencja „open brand” pozwala setkom polskich firm drukować plakaty, bluzy, LEGO‑style modele rakiet, limitowane monety; zyski wracają do gospodarki, a każdy produkt staje się nośnikiem wiedzy o misji.
- Kampanie STEM w szkołach – bez barier IP nauczyciele/szkoły kupują pakiety graficzne, scenariusze zajęć i darmowe plakaty; rośnie zainteresowanie kierunkami kosmicznymi i rekrutacja na politechniki.
- Partnerstwa B2B – polskie firmy technologiczne mogą legalnie umieszczać patch IGNIS i zdjęcie astronauty w ofertach, stoiskach targowych czy reklamach eksportowych, budując wiarygodność na rynkach zagranicznych.
- Fundraising dla NGO i start‑upów – licencja na wizerunek + patch pozwala "kickstarterom" i innym aukcjom sprzedawać limitowane koszulki czy art‑printy; środki zasilają nowe projekty badawcze lub edukacyjne.
- Turystyka i marketing miast – samorządy (Łódź, Warszawa, Gdańsk) mogą bez przeszkód stawiać murale, organizować „IGNIS Day” z lokalnymi gadżetami; zwiększa to ruch turystyczny i dumę regionalną, a lokalni podwykonawcy zwiększają przychody i płacone podatki.
- Media & rozrywka – producenci filmów, gier, podcastów swobodnie wykorzystują patch i nazwisko w fabule, co multiplikuje globalny zasięg polskiej marki kosmicznej.
- Program lojalnościowy „Made in Space, Made in Poland” – sieci handlowe licencjonują oznaczenie IGNIS, finansując jednocześnie kolejne eksperymenty studenckie; konsument dostaje produkt z historią, nauka dostaje grant.
- (...)
Rezultat: szersze dotarcie do społeczeństwa, przychody dla biznesu, silniejszy ekosystem kosmiczny i trwały efekt wizerunkowy, bo każdy Polak może stać się nieformalnym ambasadorem misji.
Gwarantuję wam, że przez sposób licencjonowania tej misji przez ESA, większość z tych rzeczy się nie wydarzy. Zakład? Wróćmy do tematu za rok, wyciągnijmy wnioski i przyszłe misje spróbujmy ułożyć inaczej.
Post Scriptum
Miałem o tym nie pisać, bo w gruncie rzeczy nie jest to aż tak istotne, ale w kontekście mojego plakatu, od którego ta analiza się rozpoczęła, jest to już fundamentalnie ważne. Chyba nawet tłumaczy całkowity ban ESA na plakaty i inne gadżety.
Kilka miesięcy temu holenderska firma Monday Merch podpisała z ESA wieloletni kontrakt na wyłączność dotyczący produkcji wszystkich gadżetów i pamiątek. Niestety plakaty są także w tym kontrakcie, mimo, że nie są nawet oferowane.

Jeśli więc chcielibyście sobie kupić np. insygnia (patch) polskiej misji kosmicznej Ignis, to legalnie możecie to zrobić tylko i wyłącznie tutaj - w holenderskiej "niekomercyjnej" zapewne firmie. Dla jasności - to bardzo dobry wybór, firma jest super, a gadżety dobrej jakości. ESA nigdy sobie z tym samam nie radziła i musiała dotować tę część działalności. Zmiana dobra, ale dlaczego od razu tak monopolistycznie? Następnym razie proszę wynegocjować dla Polski jakiś offset - jeśli finansujemy projekty.


A jakbyście się zastanawiali, czy można kupić oficjalny plakat od POLSA (zaprojektowany przez Andrzeja Pągowskiego), to niestety - ich sytuacja wygląda prawdopodobnie dokładnie tak samo, jak moja w Astrography. Wykosztowali się na znanego plakacistę, zapłacili setki milionów za misję, a nie mają zgody na dystrybucję plakatów. Urocze. Ten screen to gotowy mem.
Rozumiecie, co ja właśnie napisałem? Epokowa misja, promocja nauki, inspiracja, nowa epoka, a nawet nie będziecie mieć szansy kupić sobie oficjalnego plakatu.

Coraz bardziej mam chęć zobaczyć ten kontrakt, który nasz kraj ochoczo podpisał z ESA w sprawie misji Ignis. Chyba w poniedziałek się tym zajmę. Spodziewam się utajnienia wielu fragmentów (ochrona tajemnicy przedsiębiorstwa - w tym wypadku Axiom Space był trzecią stroną), ale od czego są interwencje poselskie.
Plakat - Tribute to Sławosz Uznański-Wiśniewski
Biorąc pod uwagę, że trochę się napracowałem nad tym plakatem, oraz fakt, że POLSA zostawiła wam gołe ściany, to postanowiłem oddać go domenie publicznej. Poniżej macie całkowicie niekomercyjny projekt, który publikuję na licencji CC BY-NC-SA 4.0.
Plakat ma 70x50cm (300dpi). Możecie go sobie wydrukować gdzie tylko chcecie. Wolę nie dodawać, że "nawet w Astrography", bo zaraz znowu nam go zdejmą. Drukarnie mogą zarobić, my nie - bo jesteśmy firmą kosmiczną.




Plik do ściągnięcia, gotowy do druku: Download
Ja sam mam niewielki wpływ, ale wy razem już ogromny. Jeżeli uważasz, że mam rację - udostępnij ten wpis. Podaj informację dalej, najlepiej do decydentów. Pracujmy nad naszym wspólnym dobrem. Dzięki i powodzenia.